Przez pół roku niejaki Walerij Busłow był wojskowym komendantem ukraińskiej Bałaklei, gdzie za jego wiedzą, zgodą (i prawdopodobnie na jego rozkaz) popełniano liczne zbrodnie wojenne – wykryła agencja Reuters.
W czasie dość panicznej ucieczki przed nacierającymi ukraińskimi oddziałami we wrześniu ubiegłego roku Rosjanie porzucili ogromną ilość dokumentów wojskowych w umocnionym budynku w Bałaklei, który służył jako siedziba ich władz wojskowych. Jednocześnie uciekający masowo kradli rowery mieszkańców, próbując jak najszybciej zniknąć z miasta.
W ciągu pół roku okupacji w całej miejscowości aresztowano nie mniej niż 200 osób. – Rosjanie z wywiadu wojskowego przesłuchiwali mnie (w komendzie policji), jeden z nich bił mnie. W pewnej chwili wszedł dość otyły mężczyzna, tak po czterdziestce, z podwójnym podbródkiem. Przywitał się z oboma śledczymi, uścisnął im ręce i wyszedł – wspominał przedsiębiorca z Bałaklei Rusłan Wołobujew.
Czytaj więcej
Im ostrzejsze będą sankcje na Rosję, im więcej ograniczeń wobec państwa-terrorysty, wobec całej rosyjskiej gospodarki wojennej i osób z nią związanych, tym szybciej zakończy się rosyjska agresja - powiedział prezydent Ukrainy.
Torturowanie na przesłuchaniach potwierdziło jeszcze czterech innych mieszkańców miasta. Do dziś jednak wielu aresztowanych nie odnaleziono, nie wiadomo, co się z nimi stało. Bałaklei leży w obwodzie charkowskim, wyzwolonym jesienią ubiegłego roku. Do tej pory ukraińscy śledczy naliczyli tam około 1300 osób, które zaginęły. Najprawdopodobniej zostały zamordowane, choć istnieje jeszcze nadzieja, że przynajmniej część wywieziono do Rosji.