Gdy miesiąc temu na spotkaniu w bazie Ramstein poświęconemu wsparciu wojskowemu dla Ukraińców kanclerz Olaf Scholz nie zgodził się na przekazanie leopardów, oburzenie było powszechne. Ale podobna decyzja Amerykanów we wtorek, w tym samym gremium, w sprawie F-16 została przyjęta ze zrozumieniem. I to nie tylko dlatego, że chodzi o Stany – przywódcę Zachodu. Czołgi w rękach Ukraińców mogą wiele, ale myśliwce – o wiele więcej. Łącznie z bezpośrednim atakiem na Rosję.
– Upadek rosyjskiej armii, ukraińska ofensywa na Krym radykalnie zwiększyłyby ryzyko wojny jądrowej – ostrzega przewodniczący komisji obrony Senatu Jack Reed.
Ale nie ma też mowy o bliskim załamaniu reżimu, który zbudował Putin. Owszem, pierwsze miesiące wojny okazały się dla rosyjskiej armii katastrofalne. Ale jak ocenia Pentagon, głównie dlatego, że decyzja o inwazji została podjęta w bardzo wąskim gronie na Kremlu, bez konsultacji z fachowcami od działań zbrojnych. Sam plan uderzenia był więc fatalnie skrojony. Ale Rosja wyciągnęła z tego wnioski i chce powtórzyć to, co pozwoliło jej wygrać z Napoleonem i Hitlerem: wojnę na wycieńczenie.
Czytaj więcej
U progu pierwszej rocznicy rosyjskiej inwazji zebrani w Brukseli ministrowie obrony NATO nie ogłosili nowych spektakularnych inicjatyw wojskowego wsparcia Ukrainy.
– Wbrew temu, co się słyszy, Putin nie jest zainteresowany pokojowymi negocjacjami – mówi William Burns, szef CIA.