Czytaj więcej
24 lutego Rosja rozpoczęła pełnowymiarową inwazję na Ukrainę. Wołodymyr Zełenski przekonuje, że im szybciej Ukraina zwycięży, tym mniej zła wyrządzi Rosja m.in. na Bliskim Wschodzie, gdzie współpracuje z Iranem.
Generał znalazł świeżo zmobilizowanych, którzy odeszli z frontu na stacji benzynowej przed miejscowością Swatowe (na zachodnim skraju obwodu ługańskiego). Żołnierze chcieli wejść do miasteczka, znaleźć jakiś sztab i dowiedzieć się co mają robić, ale zamiast tego znalazł ich generał. Do miasta nie mogli wejść, bo posterunki nie wpuszczały żołnierzy.
„Staliśmy na stacji, gdy przyjechał generał Łapin ze swoją osobistą ochroną. Dowiedziawszy się o sytuacji z wycofaniem, generał wyjął pistolet i przystawił go do głowy dowódcy piątej kompanii, porucznika W. z żądaniem iść z powrotem. Od niego usłyszeliśmy dużo obelg pod naszym adresem (zdrajcy, dezerterzy i bardzo dużo przekleństw)”. Żona zmobilizowanego z Moskwy, który znajdował się w tym oddziale spisała oświadczenie z jego słów i przekazała prokuraturze generalnej.
Żołnierze kilka dni siedzieli w pasie lasu koło Swatowego (wydaje się, że zaledwie kilka kilometrów od miasteczka), bez żywności i łączności z dowództwem. Ostrzeliwani przez oddziały ukraińskie w końcu porzucili okopy.
„(Potem) ochrona generała zauważyła drona, migiem generał Łapin i pułkownik Rumiancew (chodzi prawdopodobnie o byłego „politruka” 1 armii pancernej - red.) wyjechali w głąb Swatowego, zostawiwszy nas pod gołym niebem i postawiwszy przy nas dwa partole wojskowe z ochrony z rozkazem „krok w lewo, krok w prawo – strzelać”. Po półtorej godzinie przyjechał pułkownik Rumiancew. Poprosiliśmy go o wodę, a on nam odpowiedział: „Taka padlina, jak wy nie powinna ani żreć, ani pić, ani spać”, a potem dał rozkaz patrolom, by odwiozły nas na górę (chodzi prawdopodobnie o któreś ze wzgórz znajdujących się na zachód od Swatowego - red.).” – wydanie Sota cytuje pismo żony żołnierza do prokuratury.