"Rzeczpospolita": Od kilku dni pojawia się co raz więcej doniesień, że Aleksander Łukaszenko może wysłać swoją armię na Ukrainę. Myśli pani, że to zrobi?
Z jednej strony rozumiemy, że nie jest to w interesie Łukaszenki, bo zostałby agresorem i pociągnąłby nasze państwo na dno. Tego, co zrobił, już z siebie nie zmyje, ale jeżeli wyśle swoje wojska, to tylko skomplikuje swoją sytuację. Mogę przypuszczać, że domaga się tego Kreml, ponieważ nie chce być osamotniony w swoich działaniach. Ale myślę, że nasze wojska nie zostały wprowadzone na Ukrainę tylko dlatego, że jest duży opór wewnątrz sił zbrojnych. Myślę, że dowódcy rozumieją, iż wysyłając tam żołnierzy, skazaliby ich na śmierć. Poza tym to nie są liczne siły i nie zmienią specjalnie sytuacji, ale Kreml chce ostatecznie splamić krwią reżim Łukaszenki. Na Białorusi działa intensywna propaganda głosząca, że na Ukrainie są jacyś naziści. Ale wierzę w to, że żołnierze białoruscy rozumieją, iż Ukraińcy są naszymi braćmi. Jak możemy toczyć wojnę z braćmi?
Były dyplomata i opozycjonista, Paweł Łatuszka, domaga się, by świat uznał Białoruś za kraj tymczasowo okupowany. Tak rzeczywiście jest?
Też o tym mówimy. Po części Białoruś już jest okupowana przez rosyjską armię. Nie ma jeszcze rosyjskiej kadry zarządzającej krajem. Domagamy się więc, by społeczność międzynarodowa uznała nasz kraj za de facto okupowany, by dokończyć proces delegitymizacji Łukaszenki. Nie jest już gwarantem suwerenności i stracił kontakt z rzeczywistością. Świat powinien kontaktować się z Białorusinami poprzez siły demokratyczne. By demokratyczne siły mianowały ambasadorów, a nie reżim etc. Spotykam się z liderami światowymi, rozmawia z nami wiele krajów i to już jest oznaką uznania. Ale teraz to trzeba sformalizować, by każdy kraj się określił. Bo na razie Łukaszenki nie uznają, ale zostawiają sobie pole do manewru w kontaktach z nim. A on zawsze odwraca kota ogonem, opowiada się za pokojem, a z jego terytorium lecą rakiety w kierunku Ukrainy. Łukaszenko cały czas lawiruje i próbuje się wykręcić. Nie możemy do tego dopuścić. Sytuację na Białorusi dzisiaj można porównać do sytuacji w Chersoniu (okupowanym przez rosyjskie wojsko - red.). Tam ludzie wychodzą protestować, a wtedy do nich strzelają.
Zazwyczaj okupacja jakiegoś kraju przez obce państwo wiąże się z wojną partyzancką. Jest pani gotowa do takiego scenariusza?