Unię Europejską zalewają podróbki. Szacuje się, że dziś to już rynek wart 121 mld euro. Problem, który dotyczy zarówno fałszowanych towarów (m.in. kosmetyków czy odzieży), jak i pirackich kopii filmów, książek czy utworów muzycznych, w czasie pandemii stał się bardziej palący. Wszystko z uwagi na zwiększone zakupy internetowe – alarmuje unijny urząd ds. własności intelektualnej EUIPO.
Nieświadome zakupy
Z najnowszych danych wynika, że ok. 7 proc. importowanych na teren Wspólnoty towarów to właśnie podróbki. W naszym kraju to szczególny problem: w Danii czy Szwecji takie produkty kupuje 2–3 proc. osób, średnia w Europie to 9 proc., tymczasem w Polsce – aż 10 proc. Choć i tak wypadamy lepiej niż Bułgarzy (19 proc.), Rumuni (16 proc.) czy Węgrzy (15 proc), to – jak twierdzi Jakub Słupski, adwokat z Patpol Legal – skala problemu utrzymuje się na wysokim poziomie. – Wyższy odsetek podrobionych produktów może wynikać z popularności nieoficjalnych kanałów sprzedaży, faktu, że Polska często jest pierwszym krajem unijnym, do którego trafiają takie towary spoza Unii, czy z niższej ceny takich produktów przy niższej sile nabywczej – wylicza nasz rozmówca.
Czytaj także: AGD znika z półek. Producenci mają żniwa nie tylko w Polsce
Ale, jak zaznacza EUIPO, takie nielegalne towary wcale nie są kupowane wyłącznie z premedytacją. Wiele osób pada bowiem ofiarą oszustw. „Konsumenci mają trudności z odróżnieniem towarów oryginalnych od podrobionych, zwłaszcza w internecie. Jedna na trzy osoby, choć w niektórych krajach nawet jedna na dwie osoby, twierdzi, że została wprowadzona w błąd" – czytamy w unijnym raporcie.