Zwyczajowo, a czasami wręcz na podstawie ustawy, w wielu krajach 26 grudnia rozpoczynał się okres posezonowych wyprzedaży. W tym roku także ten zwyczaj jest nieaktualny: obowiązujące w wielu krajach zamknięcie sklepów innych niż spożywcze spowodowało, że towar nadal zalegać będzie w sklepach. Jedyną szansą na dalsze prowadzenie sprzedaży jest internet.
Firmom nie pomaga też ogólne nastawienie konsumentów, którzy nawet w sezonie świątecznym ograniczali wydatki. Z badania Maison & Partners dla BIG Infomonitor wynika, że już podczas przedświątecznych przecen zakupy deklarowało w tym roku 39 proc. badanych – rok temu było ich niemal 70 proc., zmiana jest bardzo duża.
– Zrezygnowali ci, których zwykle było stać na niższe wydatki, bo średnia wartość zakupów na grudniowych wyprzedażach wzrosła jednak z 451 zł w 2019 r. do 691 zł w 2020 r. – mówi Halina Kochalska, ekspertka BIG Infomonitor.
W efekcie, choć już w szczycie sezonu szyldy z informacją o obniżkach cen rzędu 70 proc. nie należały do rzadkości, to chętnych wcale nie było zbyt wielu. Nie inaczej może to wyglądać podczas wyprzedaży z konieczności przeniesionych na platformy online. Konsumenci w obliczu tak dużej niepewności co do dalszego rozwoju pandemii i jej wpływu na sytuację gospodarczą kraju oraz ich gospodarstwa domowego, starają się maksymalnie ograniczać niepotrzebne wydatki.
Dla firm oznacza to ogromne wyzwanie, ponieważ w wielu przypadkach magazyny są jeszcze pełne towaru z wiosny, a teraz dochodzą kolejne niesprzedane partie z jesiennych i zimowych kolekcji. Styczniowy lockdown dla centrów handlowych oznacza ogromne kłopoty, to już trzecie ich zamknięcie w ciągu roku.