Od kilku dni po sieci krążą zdjęcia pustych półek, ogołoconych z takich produktów, jak mąka czy makaron. Nawet jeśli takie sytuacje się zdarzyły, towar jest szybko uzupełniany i nie ma mowy, żeby konsumenci nie mogli zrobić zakupów na bieżąco.
Czytaj także: Koronawirus nakręcił boom na e-zakupy. Bez kontaktu z klientem
– W tej chwili nie widzimy nadmiernego przełożenia epidemii koronawirusa na wzrost sprzedaży poszczególnych kategorii produktów czy spadek liczby klientów. Wyjątkiem są żele antybakteryjne, które notują w ostatnich dniach duży wzrost, ale też trzeba podkreślić, że ich sprzedaż jeszcze kilka tygodni temu była niska – mówi Arkadiusz Mierzwa, kierownik ds. komunikacji korporacyjnej Jeronimo Martins Polska, właściciela sieci Biedronka. – Stale analizujemy dane sprzedażowe z całego kraju i jesteśmy gotowi do stosownej reakcji, jeśli zajdzie taka potrzeba – dodaje.
Firmy jednak muszą być gotowe na to, że sytuacja się rozwinie i w miarę pojawiania się kolejnych przypadków emocje mogą narastać. – Mamy świadomość, że obecna sytuacja związana z zagrożeniem koronawirusem może budzić wiele obaw – mówi Janusz Stroka, prezes Netto Polska. – Dlatego w trosce o bezpieczeństwo naszych klientów oraz pracowników podjęliśmy decyzje zapobiegawcze, które – mamy nadzieję – wpłyną na bezpieczeństwo pracy oraz zakupów w naszej sieci. Netto zdecydowało, że w najbliższym czasie każda nieobecność pracownika spowodowana chorobą i potwierdzona zwolnieniem lekarskim nie będzie miała wpływu na wysokość uznaniowej premii frekwencyjnej – tłumaczy.
Czytaj także: Koronawirus: Amazon usuwa z oferty fałszywe leki i artykuły z zawyżonymi cenami