Od wybuchu epidemii koronawirusa Polacy zdecydowanie więcej wydają na żywność, gry komputerowe i filmy, a także remonty i alkohol. To jednak nie jest w stanie skompensować ograniczenia wydatków na inne cele, w szczególności na usługi, z których część jest po prostu niedostępna. W rezultacie konsumpcja w marcu i w kwietniu wyraźnie się załamała. Stopniowe odmrażanie gospodarki nieco ją pobudzi, ale obawy przed zakażeniem się koronawirusem jeszcze długo będą tłumiły skłonność Polaków do konsumpcji, która w całym 2020 r. zmaleje o niemal 7 proc.
Do takich wniosków doszli ekonomiści z Credit Agricole po przeanalizowaniu danych dotyczących płatności kartami i BLIK-iem klientów tego banku. Wynika z nich, że konsumpcja maleje znacznie szybciej niż sprzedaż detaliczna, którą GUS mierzy tylko w firmach handlujących towarami i tylko w tych zatrudniających co najmniej dziesięć osób. W marcu tak liczona sprzedaż (w cenach stałych) zmalała o 9 proc. rok do roku, najbardziej od co najmniej 2006 r. W kwietniu, jak powszechnie oczekują ekonomiści, spadek będzie jeszcze większy. Dane Credit Agricole Bank Polska pokazują jednak wyraźnie, że popyt na towary i tak pozostaje solidny na tle popytu na usługi.
Czytaj także: Epidemia pogrąża zakaz handlu w niedzielę
Wartość transakcji kartami załamała się w trzecim tygodniu marca, czyli jeszcze przed zamknięciem galerii handlowych i restauracji, ale po zamknięciu szkół. To sugeruje, że cięcie wydatków miało związek ze spadkiem mobilności Polaków, a nie z ograniczeniami podażowymi. O ile w przypadku towarów wydatki zmalały o nieco ponad 8 proc. w porównaniu do przeciętnej tygodniowej wartości w lutym, o tyle w przypadku usług aż o 25 proc. Inaczej niż sprzedaż towarów sprzedaż usług nie odżyła też przejściowo nawet przed Wielkanocą.