Zimowe wyprzedaże tradycyjnie rozpoczynały się Boxing Day w USA czy Wielkiej Brytanii – co roku tłumy klientów polowały na ogromne okazje. Teraz pandemia to zmieniła, z powodu obowiązujących ograniczeń co do liczby klientów w sklepach trudno liczyć na podobne obrazki.
Zadanie handlowcom w Polsce utrudnia ogromna inflacja powodująca, że klienci mogą po świętach bardziej pilnować kieszeni, zwłaszcza że 1 stycznia wchodzą kolejne podwyżki, od akcyzy po prąd czy gaz. – Ceny obniżyliśmy już kilka dni przed świętami, aby nie zostać z towarem, który będzie jeszcze trudniej sprzedać. Zwłaszcza gdy na horyzoncie widnieje groźba lockdownu – przyznaje jedna z marek sieciowych.
Z badania Deloitte wynikało, że 38 proc. konsumentów czekało z większymi zakupami na sezon obniżek, aby móc skorzystać z okazji. A sezon zaczął się już w ostatni piątek listopada, czyli podczas Black Friday. Jednak największe zniżki są jeszcze przed nami. Możemy się spodziewać, że po świętach niektóre znane marki obniżą ceny na kolekcje sezonowe nawet do 80 proc. – Warto jednak zauważyć, że pandemia mocno wpłynęła na strategie sprzedażowe wielu podmiotów na rynku, szczególnie mody premium i dóbr luksusowych – mówi Paulina Zawadzka, współwłaścicielka Ammalfi Fashion, firmy dystrybuującej marki z sektora premium, takie jak DKNY, Ralph Lauren, The Kooples, Melissa Odabash. – Lockdown i brak przewidywalności sprawiły, że liczba kolekcji w ciągu roku się zmniejszyła. Lepszą sprzedaż odnotowały produkty klasyczne, ponadczasowe, niż te wpisujące się w aktualne, sezonowe trendy. Takie wyniki są spowodowane przede wszystkim zmianą zachowań konsumenckich – dodaje.
Choć zmieniają się zwyczaje, to wyprzedaże są wrośnięte w kalendarz marketingowy i firmy z nich nie rezygnują.