W ostatnich dniach manipulacjami finansowymi firmy Wirecard, globalnego wystawcy kart i usług płatniczych, zajął się Federalny Urząd Kontroli (Bundesrechnungshof). Uwagę tej najwyższej niemieckiej instancji kontrolnej wzbudziły błędy w tamtejszym Ministerstwie Finansów i Komisji Nadzoru Finansowego (BaFin).
– Zbadamy też, w jaki sposób Ministerstwo Finansów i BaFin traktowały zarzuty dotyczące fałszowania bilansów – powiedział prezydent Federalnego Urzędu Kontroli Kay Scheller w wywiadzie z „Der Spiegel".
Upadek firmy Wirecard to jeden z największych skandali w niemieckim sektorze finansowym ostatnich dziesięcioleci. Jedna z głównych postaci skandalu, Austriak Jan Marsalek, który był jednym z czołowych menedżerów tej firmy, ukrywa się przed policją. Niemieckie media podają, że Marsalek przebywa w Moskwie pod nadzorem rosyjskich służb wojskowych GRU.
Sprawa Wirecarda jest też przedmiotem dochodzenia Europejskiego Urzędu Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA). Urząd, który już w 2017 r. krytykował niemiecki system kontrolny, wyniki swojego dochodzenia zamierza opublikować w październiku.
Zaniedbania na wysokim szczeblu
Jak podał „Frankfurter Allgemeine Zeitung" („FAZ"), niemiecki minister finansów Olaf Scholz został powiadomiony o podejrzeniach wobec Wirecarda już w marcu 2019 r. Rozmowa telefoniczna między sekretarzem stanu ds. finansów Jörgiem Kukiesem a prezesem BaFinu Feliksem Hufeldem odbyła się 8 marca 2019 r., informuje FAZ. Z kolei „Süddeutsche Zeitung" powołuje się na sprawozdanie, gdzie mowa o przekazaniu tych informacji już 14 lutego. Wskazuje to, że Berlin na wczesnym etapie wiedział, iż jedna z 30 głównych spółek w kraju podejrzana jest o oszustwa.