Mocne kino akcji, melodramat czy satyra na społeczeństwo? Czym jest dla pana „Vincent musi umrzeć”?
Nie zastanawiałem się nad tym. Ale rzeczywiście w scenariuszu Matthieu Naerta uwiodło mnie łączenie gatunków. Myślałem o filmach George’a Romero czy Johna Carpentera, ale też o Buñuelu, gdy w pierwszych scenach ktoś opowiada swój sen, a wreszcie o Busterze Keatonie walczącym w „Generale” z rozpędzonym pociągiem. Oczywiście z kamienną twarzą. A jeszcze do tego w tekście Naerta o czterdziestolatku, który pracując jak maszyna, przeżywa kryzys, znalazłem trochę humoru.
Czytaj więcej
Wchodzącej na ekrany „Diuny 2” nie trzeba reklamować. Radzę jednak zwrócić uwagę na dwa filmy francuskie. „Anatomia upadku” to jeden z najlepszych tytułów minionego roku, „Vincent musi umrzeć” – propozycja dla amatorów wyrafinowanych thrillerów
„Przeżywa kryzys” to eufemistyczne określenie tego, co wydarza się Vincentowi. Nagle, bez żadnego powodu, wszyscy chcą go zabić.
Świat jest dzisiaj pełen przemocy. Agresja często wybucha bez powodu i podchodzi do nas bardzo blisko. Wszyscy się z nią stykamy. W pracy, na ulicy, czasem też, niestety, w domu. Nie chciałem w „Vincencie…” szukać odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje, wolałem spytać, jak wyjść z trudnej sytuacji, w której na dodatek bohater jest bardzo samotny. Pokazać ratunek. Opowiedzieć o miłości.