Od 1 stycznia przyszłego roku Górski Karabach jako separatystyczna republika przestaje istnieć. Dekret w tej sprawie opublikował Samwel Szachramanian, przywódca nieuznawanej republiki.
W czwartek armeńskie media informowały, że region opuściło już ponad 65 tys. ludzi (ze 120 tys. mieszkańców regionu) poprzez korytarz laczyński, otworzony przez władze Azerbejdżanu. Wygląda na to, że mieszkający tam Ormianie postanowili uciekać, nie czekając na pomoc społeczności międzynarodowej. Tysiące uchodźców nie są jedynym problemem Armenii. Azerbejdżan, wraz ze swoim najważniejszym sojusznikiem, Turcją, domaga się więcej i chce całkowicie przebudować geopolityczny układ w regionie.
Upadek Górskiego Karabachu: O czym marzy Recep Tayyip Erdogan
W odróżnieniu zajętego wojną z Ukrainą Władimira Putina, który sprawy Kaukazu Południowego powierzył swoim wojskowym w Armenii, Recep Tayyip Erdogan osobiście wkracza do gry. Odwiedził ostatnio Nachiczewan, graniczącą z Turcją eksklawę Azerbejdżanu, którą od reszty kraju Ilhama Alijewa oddziela armeńska prowincja Sjunik. Erdogan, razem z przywódcą Azerbejdżanu uczestniczył tam w uroczystościach z okazji położenia fundamentów pod budowę nowego gazociągu, który ma połączyć Nachiczewan z turecką miejscowości Igdir. To jednak nie wszystko. Erdogan po powrocie do Turcji w rozmowie z lokalnymi mediami mówił, że Turcja i Azerbejdżan zrobią wszystko, by „jak najszybciej otworzyć ten korytarz”. Chodzi o tzw. zangezurski korytarz, który połączyłby dwie części Azerbejdżanu poprzez terytorium Armenii. Presja w tej sprawie na Erywań ze strony Baku i Ankary jest ogromna, gdyż, po otwarciu takiego połączenia, w przyszłości z Azerbejdżanu do Turcji (i dalej do Europy) pojechałyby nie tylko pociągi i samochody osobowe, ale też popłynęłyby ropa i gaz.
Czytaj więcej
Górski Karabach przestanie istnieć 1 stycznia 2024 roku - wynika z dekretu podpisanego przez prezydenta separatystycznej republiki.
- Azerbejdżan z Turcją idą za ciosem i wszystko będzie zależało od tego, czy uda im się zmusić Armenię do otwarcia korytarza dyplomatycznie, np. podczas spotkania Alijewa z premierem Armenii, Nikolem Paszynianem 5 października w Hiszpanii. Czy jednak będą musieli postraszyć kolejną interwencją militarną, a tego pewnie Alijew by nie chciał, bo byłby to już atak na suwerenne terytorium Armenii – mówi „Rzeczpospolitej” Wojciech Wojtasiewicz, analityk PISM zajmujący się Kaukazem Południowym. Jak twierdzi, sprawa jest dynamiczna i żadnego scenariusza nie można wykluczyć.