22 lata temu był pan jednym z założycieli Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). A niedługo potem pierwszym szefem MSZ z tej partii, która rządzi do dzisiaj. Jaka wtedy miała być polityka zagraniczna Turcji? Prozachodnia?
W pierwszych latach rządzenia AKP panowało mocne przekonanie, że trzeba ożywić proces uzyskiwania członkostwa w Unii Europejskiej. Ja jako minister też byłem w to zaangażowany, ale później ta idea się wykorzeniała, teraz polityka w sprawie akcesji do UE jest już całkowicie inna. Po drodze rząd popełnił wiele innych błędów w sprawach zagranicznych. Najważniejszy dotyczył Syrii.
Wtedy, gdy zaczęła się wojna domowa w Syrii w 2011 roku, czy później?
Od samego początku. Gdy syryjskie władze rozpoczęły represje wobec demonstrujących, wspólnota międzynarodowa uznała, że powinna pomóc prześladowanym cywilom. Turcja się do tego dołączyła. Ale potem okazało się, że broń trafia w niewłaściwe ręce w Syrii - do terrorystów, radykałów. Wtedy wspólnota międzynarodowa przyhamowała, a Turcja nie, stała się drogą, przez którą terroryści z całego świata zmierzali do Syrii. Trwało to wiele lat i do dzisiaj odczuwamy skutki tej polityki. Turcja wiele ucierpiała od terroru ISIS. Natomiast polityka wobec Rosji była zrównoważona. Turcja miała też dobre handlowe stosunki z Ukrainą, również w zakresie przemysłu zbrojeniowego. I kiedy zaczęła się rosyjska inwazja, Ankara wytłumaczyła Moskwie, że zbrojeniowa współpraca z Kijowem ma charakter biznesowy, a nie polityczny. Rosja wykazała się zrozumieniem. Dzięki temu Turcja mogła odegrać wyważoną rolę w stosunkach z Rosją i Ukrainą, utrzymując dystans wobec obu krajów. Co przyniosło jej korzyści.
Czytaj więcej
– Ewentualne objęcie władzy przez opozycję doprowadzi do niemal natychmiastowej poprawy relacji Turcji ze światem – uważa prof. Ilter Turan, politolog z uniwersytetu Bilgi w Stambule.