Jeszcze w tym roku do gospodarki trafić ma dodatkowe, nieprzewidywane wcześniej, ok. 37 mld zł. To efekt nowelizacji tegorocznego budżetu, w której rząd zwiększył poziom wydatków do 523 mld zł wobec zapisanych w pierwotnej ustawie 487 mld zł. Oznacza to, że w tym roku łączne nakłady z kasy państwa będą o 19 mld zł wyższe niż w kryzysowym 2020 r., gdy publiczne wsparcie była konieczne i aż o 109 mld zł wyższe niż z „zwykłym" 2019 roku.
Zła strategia?
Na taki wzrost wydatków pozwalać ma dobra sytuacja po stronie dochodów, które mają być większe nawet o 78 mld zł niż w pierwotniej ustawie, a po nowelizacji deficyt w budżecie ma wynieść ok. 40 mld zł, zamiast ok. 82 mld zł.
Ciekawe jednak, że gdyby nie ta nowela, to deficyt można by zredukować nawet do zera i rząd mógłby pochwalić się i pierwszym zrównoważonym budżetem. Pytanie więc, czy polityka zwiększania wydatków, a przez to i zadłużenia, jest dobrą strategią na obecne czasy? Ministerstwo Finansów przekonuje, że tego wymaga kontynuacja wsparcia wzrostu gospodarczego w Polsce.
– Ale to zła strategia – odpowiada Sławomir Dudek, główny ekonomista FOR. – Przed nami duża niepewność, dziś gospodarka, a przez to dochody budżetowe, są na sterydach, co daje fałszywy obraz świetnej kondycji kasy państwa. Ale nie wiemy, co będzie w kolejnych latach, za to dług jest bardzo wysoki i ciągle rośnie. Zamiast wykorzystać dobrą okazję w tym roku do konsolidacji finansów, to rząd pompuje wydatki i to na rzeczy, które nie są związane z pandemią – ocenia Dudek.