W czasie trwającej od niemal dwóch lat wojny wielu Ukraińców w wieku poborowym miało wiele możliwości, by ukryć się przed mobilizacją. I nie chodzi tylko o warte kilka tysięcy dolarów usługi przemytników przerzucających młodych Ukraińców przez „zieloną granicę” czy podszywanie się pod wolontariuszy. Wystarczyło, że poszukiwana przez wojskową komendę uzupełnień osoba zmieni miejsce zamieszkania (a przecież wojna wygnała ze swoich domów miliony ludzi) i w innym mieście mogła spokojnie „przeczekać” kilkanaście miesięcy wojny. Nowy rządowy projekt ustawy dotyczący mobilizacji, który trafił w poniedziałek do Rady Najwyższej, wyklucza już taką możliwość.
Sądy administracyjne na wniosek wojskowych komend uzupełnień będą mogły blokować rachunki bankowe, a nawet tymczasowo unieważnić prawo jazdy. Ukrywająca się przed wojskiem osoba już nie opuści kraju pod pretekstem np. zbierania pomocy humanitarnej. Ukraińskie sądy będą musiały wydać decyzję w ciągu 15 dni. Ewidencji wojskowej mają też podlegać policjanci, funkcjonariusze Narodowego Biura Antykorupcyjnego, Narodowego Biura Śledczego i szeregu innych służb, którzy wcześniej byli „niewidoczni” dla komend uzupełnień.
Mobilizacja na Ukrainie. Rząd wycofał się z kontrowersyjnego pomysłu
Każdy zmobilizowany otrzyma minimalne wynagrodzenie w wysokości 20 tys. hrywien miesięcznie (równowartość 2,2 tys. złotych). Oprócz tego w czasie stanu wojennego dostanie dodatkowe środki w zależności o stanowiska, stopnia i miejsca służby w wojsku w wysokości od 30 do 100 tys. hrywien (równowartość 3,3–11 tys. złotych). Nie trafi też od razu na front, gdyż nowe prawo będzie zobowiązywało do dwu–trzymiesięcznego przeszkolenia. Osoba, która zgłosi się do armii na ochotnika, otrzyma dwumiesięczną przepustkę na uporządkowanie spraw osobistych przed służbą w wojsku.
Czytaj więcej
Rosyjska Duma chce się zatroszczyć o konkubiny żołnierzy, które nie otrzymują odszkodowania po śmierci partnerów na Ukrainie.
Rząd wycofał się z pomysłu mobilizacji osób z orzeczoną niepełnosprawnością III stopnia (osoby np. cierpiące na głuchotę albo nieposiadające jednego oka albo nerki). Kontrowersje w poprzedniej wersji pomysłu budziło też to, że termin służby w wojsku nie był w ogóle określony. – W kwestii mobilizacji ważny jest też moment demobilizacji. Wielu walczy od dłuższego czasu. Są ludzie, którzy znajdują się na polu bitwy od 700 dni. Jestem wdzięczny im za obronę naszego kraju tak jak każdy Ukrainiec. Ale sama wdzięczność to zbyt mało – mówił ostatnio w jednym z wywiadów prezydent Wołodymyr Zełenski. Nowy pomysł zakłada, że żołnierze, którzy służą co najmniej 36 miesięcy w czasie stanu wojennego, będą mogli powrócić do swoich domów. Opozycja zaś zwraca uwagę na luki prawne, które zawiera rządowy projekt ustawy. – Trzy lata służby to i tak zbyt długo, ale pojawiła się dodatkowa klauzula, że po upływie tego terminu decyzję o demobilizacji podejmuje Kwatera Główna Naczelnego Wodza. A to oznacza możliwość zwlekania z demobilizacją. To musi zostać zmienione – mówi „Rzeczpospolitej” Ołeksij Honczarenko, deputowany parlamentu z Europejskiej Solidarności. – Ludzie muszą dokładnie wiedzieć, ile będą służyć w wojsku. Brak tej wiedzy powoduje, że część poborowych ukrywa się przez komendami uzupełnień. Jeżeli nie pojawią się zrozumiałe zasady, sytuacja będzie tylko się pogarszać. Coraz więcej ludzi będzie szukało sposobu ucieczki, wyjazdu za granicę – dodaje.