Za sprawą walk w Sołedarze (około Bachmutu) „Grupa Wagnera” skupiła na sobie całą uwagę rosyjskich mediów. Jewgienij Prigożyn pozuje do zdjęć, a związane z nim strony w sieciach społecznościowych przekonują, że zostały zrobione w najgorętszym punkcie wojny. Przekonują też, że najemnicy kontrolują już całkiem miasto (czemu zaprzecza armia ukraińska). W wielu rosyjskich komunikatach możemy przeczytać, że „zdobycie Sołedaru” jest wyłącznie zasługą „muzyków”. Tak w Rosji nazywają najemników „Wagnera” zarządzanych przez „kucharza Putina”, który wybił się na jednego z czołowych graczy w wojnie przeciwko Ukrainie. I może sobie pozwolić na wiele. Pod koniec grudnia jego ludzie ostro skrytykowali szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa i narzekali na brak amunicji. Prigożyn natychmiast stanął w ich obronie i skrytykował wojskowych dowódców, nagle pojawiła się amunicja. Znaczenie „wagnerowców” za sprawą propagandowych mediów i sieci społecznościowych w Rosji wzrosło na tyle, że czołowy prokremlowski politolog Siergiej Markow nazwał ich „symbolem zwycięstwa” i nawet pokusił się stwierdzić, że są „skuteczniejsi od armii Rosji”.

Czytaj więcej

Think tank: Były dowódca separatystów z Donbasu występuje przeciw Putinowi

Wiele wskazuje na to, że rosnąca popularność i wpływ Prigożyna na przebieg wojny nie są na rękę szefowi resortu obrony Siergiejowi Szojgu, którego autorytet w Rosji mocno podkopała seria porażek na frontach ukraińskiej wojny. Ale wygląda na to, że przekonał Putina do zmiany dowódcy „operacji specjalnej” i odsunął w środę generała Siergieja Surowikina. Spekulowano, że Surowikin był zaprzyjaźniony z Prigożynem i widocznie w jego miejsce Szojgu postanowił skierować najbardziej lojalnego swojego człowieka – Gierasimowa. Surowikin został jednym z kilku zastępców nowego dowódcy. Co więcej, awansował generał Aleksandr Łapin. Został mianowany na dowódcę wojsk lądowych. W październiku odwołano go ze stanowiska szefa Centralnego Okręgu Wojskowego po fali krytyki za porażki na froncie (przez m.in. wycofanie się z obwodu charkowskiego), głownie ze strony Prigożyna i przywódcy Czeczenii Ramzana Kadyrowa. Ale też Igora Striełkowa (Girkina).

Girkin jest byłym oficerem FSB i byłym dowódcą armii samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej. Na początku wojny w 2014 roku był jednym z kluczowych ludzi Kremla w Donbasie, skazanym zaocznie przez sąd w Hadze za współudział w zestrzeleniu malezyjskiego pasażerskiego samolotu w lipcu 2014 roku. Po powrocie do Rosji z Ukrainy został znanym blogerem wojskowym. Gorąco popierał rosyjską inwazję 24 lutego, ale po serii niepowodzeń został jednym z głównych krytyków resortu Szojgu. Od miesięcy domaga się dymisji dowództwa rosyjskiej armii, a ostatnio po raz pierwszy uderzył nawet w Putina. Na swoim profilu na Telegramie stwierdził we wtorek, że Rosja obecnie znajduje się „u progu klęski wojskowej i żadne zajęcie mniejszych miast tego nie zmienią”. Zasugerował też, że odpowiadać za to muszą nie tylko „bezdarni generałowie i chciwi urzędnicy”, ale „głównodowodzący, który ich mianował”. Trudno wyobrazić, że będąc w Moskwie Striełkow odważyłby się na takie zarzuty wobec Putina bez cichej aprobaty swoich mocodawców z FSB.