Ukraiński resort obrony oszacował niedawno, że Rosja zużyła już dwie trzecie posiadanych przed wojną rakiet. Chodzi m.in. o te dalekiego zasięgu do wyrzutni typu Iskander oraz pociski manewrujące Kalibr. Niszczą nie tylko infrastrukturę krytyczną i obiekty wojskowe nad Dnieprem, ale często też dzielnice mieszkalne w wielu ukraińskich miastach. Dość przypomnieć uderzenie kalibrów w centrum Winnicy 14 lipca, wówczas zginęło 27 osób, w tym czteroletnia Liza.
Wykształceni, w większości młodzi ludzie związani z branżą IT, od jakiegoś czasu pracują dla rosyjskiej armii.
Rosyjskie rakiety nie lecą jednak samodzielnie. Za każdym ostrzałem stoją konkretne osoby, które dotychczas pozostawały anonimowe. Okazało się, że to wykształceni, w większości młodzi ludzie związani z branżą IT, od jakiegoś czasu pracujący dla rosyjskiej armii. Niektórzy z nich wcześniej nawet tworzyli gry komputerowe. Są w tym gronie zarówno kobiety, jak i mężczyźni i dzisiaj od nich zależy, gdzie następnym razem spadnie rosyjska rakieta manewrująca.
Dziennikarze z The Insider, Bellingcat i „Der Spiegel” namierzyli ponad 30 pracowników Głównego Centrum Obliczeniowego (GCO) działającego przy rosyjskich siłach zbrojnych. Niektórzy są absolwentami rosyjskich uczelni wojskowych, inni przeszli do pracy w armii z branży IT.
Dziennikarze śledczy przeanalizowali billingi telefoniczne szefa centrum generała Roberta Baranowa, dzięki czemu ustalili, że za każdym razem przed wystrzałem rakiet manewrujących od 24 lutego do końca kwietnia dzwoniono do niego z tego samego numeru, należącego do pułkownika Igora Bagniuka. Następnie pułkownik prowadził intensywne rozmowy z ponad 20 innymi osobami, jak się okazało inżynierami centrum. W ten sposób ustalono 33 osoby zajmujące się nawigacją rakiet i trajektorią ich lotów. Każdego łączy ten sam moskiewski adres zameldowania – ul. Znamienka 19. Mieści się tam Sztab Generalny armii rosyjskiej.