Mówiąc o wojnie, myślimy głównie o żołnierzach, czołgach i armatach. Ale rozumiem, że nie mniej zajadła wojna trwa również w świecie wirtualnym?
I ma kilka swoich frontów. Pierwszy dotyczy bezpieczeństwa informacyjnego. Bronimy zasobów informacyjnych, które są atakowane, są też kontrataki. Bronimy też infrastruktury krytycznej, witryn internetowych. Trwają też ataki na prywatne komputery i urządzenia mobilne. Ich celem jest zdobycie informacji i wyrządzenie maksymalnych szkód. W pierwszych dniach wojny jedna z rakiet trafiła w centrum danych, ale byliśmy do tego przygotowani, wszystkie zasoby informacyjne dalej działały. Cyberwojna trwa. I to niejedyny front naszej walki.
Co może pan powiedzieć o innych?
W pierwszych dniach wojny jedna z rakiet trafiła w centrum danych, ale byliśmy na to przygotowani
Nie mniej ważna jest wojna informacyjna. Mamy do czynienia z dezinformacją i propagandą rosyjską. Z tym również musimy się mierzyć, podobnie jak i inne resorty. Jesteśmy również zaangażowani w wojnę, która trwa na lądzie. Bo pracujemy ze zdjęciami satelitarnymi, dzięki którym obserwujemy przesuwanie się wojsk. Uruchomiliśmy też aplikację i chatbota, przy pomocy których zwykli ludzie przekazują informacje do centrum operacyjnego o ruchach wrogich sił. Dzięki nim wiemy, gdzie dokładnie znajdują się okupanci. Cyfryzacja w czasie wojny przyśpiesza, bo uruchamiamy usługi, pozwalające na szybkie przekazanie zasiłków i wypłat mieszkańcom ogarniętych wojną terenów. Uruchomiliśmy też usługę, za pomocą której ludzie przekazują władzom informacje o swoim zniszczonym mieniu. Jest jeszcze jeden kierunek wojny – blokada cyfrowa Rosji, by korporacje cyfrowe wycofywały się z tego kraju. Wszystko, z czego korzystają w Rosji Facebook czy Photoshop.