Biało-rudy spaniel wychodzi chętnie przed niewielka halę, żeby powęszyć wśród nowego otoczenia. Ale czekająca w kolejce podpalana suczka jest nerwowa, boi się nowych ludzi i szczeka. Właścicielka psów przyjechała ze wschodu Ukrainy i nie zostanie w Polsce. Tu, w ośrodku prowadzonym przez Klub Inteligencji Katolickiej z Warszawy, może się wyspać, najeść, wyprać rzeczy i odetchnąć. A potem jechać dalej.
W jadalni zawsze czeka jedzenie, woda, kawa i herbata. Można też zabrać to wszystko do pokoju. Chodzi o to, by nie być zmuszanym, nakłanianym, by nie myśleć o tym, czy zasługuje się na pomoc. By po prostu ją otrzymać wraz ze spokojem, ręcznikiem i mydłem.
– W naszym ośrodku można przebywać trzy dni – wyjaśnia jedna z koordynatorek centrum Marianna Ossolińska. – Jest to hostel interwencyjny dla uchodźców. Nie chcemy się rzucać w oczy. Otworzyliśmy go z myślą o uchodźcach wojennych, którzy nie mają obywatelstwa ukraińskiego, ale obywateli Ukrainy też czasem przyjmujemy.
Większość osób przybywa zmęczona, wycieńczona i bez planu
Wolontariusze z KIK będą zarządzać ośrodkiem przez trzy miesiące, potem miejsce powróci do swojej normalnej funkcji – sportowego ośrodka dla dzieci. Jest tu 70 miejsc w pokojach 4- i 6-osobowych. Od 2 marca przewinęło się ponad 400 osób. Jak tu trafiły?