Według Waszczykowskiego „atak na Ukrainę jest elementem większej rozgrywki Władimira Putina ze światem”. - Władimir Putin od samego początku chciał odbudować potęgę Rosji do poziomu, jakim dysponował Związek Radziecki. Ukraina jest mu do tego potrzebna, bo jest państwem bogatym w zasoby, które Federacja Rosyjska mogłaby wykorzystać. Władimir Putin nie chciał ponadto dopuścić do tego, żeby Ukraina znalazła się w objęciach Unii Europejskiej i pokazała, że powstało u niej w miarę dobrze funkcjonujące społeczeństwo, które byłoby alternatywą dla rosyjskich rozwiązań i pokazaniem Rosjanom, że na terenach dawnego ZSRR można zbudować inne społeczeństwo oraz demokrację - mówił w Radiu Maryja.

Były minister spraw zagranicznych ocenił, że sankcje na Rosję zaczęły być nakładane za późno. - Przez 20 lat utrzymywano Władimira Putina w iluzji, że można z nim współpracować. To, co przyjęto, to są sankcje dotyczące dużych operacji ekonomicznych - zauważył. Waszczykowski dodał, że skutki sankcji „poznamy dopiero za rok albo dwa lata”. - Dziś, jutro i pojutrze nic się Władimirowi Putinowi nie stanie w wyniku przyjęcia sankcji. Prezydent Rosji nie zmieni swojej polityki. Władimir Putin przygotowywał się do tego od kilku lat - tłumaczył.

Eurodeputowany PiS ocenił, że Putin „to nie jest szalony człowiek”. - Nie zgadzam się z tymi, którzy mówią, że tak jest. To jest ekstremista, który wszystko dokładnie wykalkulował, policzył i jest w stanie prowadzić działania wojenne nie tylko przeciwko Ukrainie, ale również przeciwko innym państwom - mówił, dodając, że rosyjskiego przywódcę „mogła powstrzymać inna polityka Zachodu”. - Potrzebne są sankcje, które totalnie wyeliminują Rosjan ze świata zachodniego. Jego najbliżsi współpracownicy bądź oligarchowie już się zabezpieczyli. Trzeba dotknąć średni szczebel, czyli posłów, parlamentarzystów, urzędników wysokiego szczebla, którzy mają wpływ na to wszystko i popierają Władimira Putina - powiedział.