Moskwa: Groźby Waszyngtonu nie zmuszą Rosji do wycofania

Groźby sankcji ze strony USA nie skłonią Rosji do wycofania się. Napięcia w stosunkach dwustronnych generuje Waszyngton, a nie Moskwa - oświadczyła ambasada Rosji w Stanach Zjednoczonych.

Publikacja: 01.02.2022 08:01

Władimir Putin

Władimir Putin

Foto: AFP

"To Waszyngton, a nie Moskwa generuje napięcia. Nie zamierzamy się wycofywać i stać na baczność, słuchając gróźb amerykańskich sankcji" - przekazała rosyjska ambasada na swoim profilu na Facebooku.

Oświadczenie rosyjskich dyplomatów to odpowiedź na wpis Departamentu Stanu USA na Twitterze, który określił jako "fakt" twierdzenia, że "to Rosja najechała na Ukrainę w 2014 roku", "okupuje Krym" i "zgromadziła obecnie ponad 100 tys. żołnierzy na granicy z Ukrainą".

Czytaj więcej

SPD nie zamierza drażnić Putina. Nie zmienia kursu wobec Rosji

Rosjanie uważają, że to Stany Zjednoczone "zachęcały do radykalnego nacjonalistycznego puczu w Kijowie, w wyniku którego ludność Krymu została zagrożona eksterminacją i zagłosowała za zjednoczeniem z Rosją."

"To USA zaopatrują władze Ukrainy w nowoczesną broń ofensywną sprzyjającą dążeniu rządu Wołodymyra Zełenskiego do rozwiązania problemu Donbasu siłą" - dodała ambasada. "To właśnie USA, naruszając zasadę niepodzielnego bezpieczeństwa, zbliżyły się ze swoją infrastrukturą wojskową do granic Rosji. Ruch Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej na naszym własnym terytorium jest naszym suwerennym prawem i nikomu nie zagraża."

Konflikt na Ukrainie

W ostatnich tygodniach Rosja zgromadziła w pobliżu granic Ukrainy ponad 100 tysięcy żołnierzy. USA, NATO i Ukraina alarmują, że może to być przygotowanie do rosyjskiej inwazji, czemu Moskwa zaprzecza, ale zastrzega, że może być zmuszona do interwencji, gdyby Ukraina chciała siłowo rozwiązać konflikt na wschodzie kraju.

14 stycznia USA ostrzegały, że z informacji przekazanych przez amerykański wywiad wynika, że Rosja może dokonać prowokacji na Ukrainie, której celem będzie uzasadnienie zbrojnej inwazji na sąsiada w sytuacji, w której nie osiągnie stawianych sobie celów metodami dyplomatycznymi.

Tymczasem Rosja przekonuje, że Zachód grożąc Rosji sankcjami w przypadku agresji i dostarczając broń Ukrainie (robią to m.in. USA i Wielka Brytania) zachęca ukraińskich przywódców do agresywnych działań na wschodzie kraju, gdzie od siedmiu lat trwa konflikt z prorosyjskimi separatystami.

18 stycznia Amerykanie poinformowali, że Rosja może w każdym momencie rozpocząć inwazję na terytorium sąsiada, również z terytorium Białorusi, na którą dotarły rosyjskie wojska, by wziąć udział w organizowanych tam ćwiczeniach.

19 stycznia prezydent USA, Joe Biden mówił, że - jego zdaniem - Władimir Putin podjął już decyzję ws. działań przeciw Ukrainie, ponieważ "musi wykonać jakiś ruch". Biden ostrzegał też, że pełnowymiarowa rosyjska inwazja na Ukrainę skończy się nałożeniem na Rosję bardzo poważnych sankcji gospodarczych (mówił m.in. że rosyjskie banki nie mogłyby wówczas wykonywać transakcji w dolarach), ale stwierdził jednocześnie, że jakiś rodzaj "mniejszej inwazji" mógłby nie wiązać się z aż tak poważnymi sankcjami. USA szybko zaczęły jednak prostować tę wypowiedź prezydenta wskazując, że każde przekroczenie granicy Ukrainy przez rosyjskich żołnierzy będzie traktowane jako "poważna inwazja".

21 stycznia w Genewie doszło do spotkania sekretarza stanu USA, Antony'ego Blinkena i szefa MSZ Rosji, Siergieja Ławrowa. Blinken powtórzył w czasie spotkania stanowisko USA wobec gwarancji bezpieczeństwa, których domaga się Rosja - USA i ich sojusznicy z NATO uważają, że kwestia polityki otwartych drzwi Sojuszu i zasada, że każdy kraj sam decyduje o tym, czy chce być członkiem NATO, czy nie, jest nienegocjowalna. Blinken podkreślił też, że nic co dotyczy Ukrainy nie może rozstrzygać się bez Ukrainy, a podobnie jest w przypadku NATO i Europy.

Siergiej Ławrow stwierdził natomiast, że USA zapowiedziały przekazanie Rosji pisemnej odpowiedzi w kwestii gwarancji bezpieczeństwa, których domaga się Rosja. Najważniejsze żądania Rosji to zobowiązanie, że NATO przestanie rozszerzać się na wschód, a siły NATO cofną się do granic Sojuszu z 1997 roku - co oznaczałoby, że opuszczą m.in. Polskę.

W 2014 roku Rosja dokonała nieuznanej przez społeczność międzynarodową aneksji Krymu. W tym samym roku na wschodzie Ukrainy rozpoczął się konflikt między prorosyjskimi separatystami, wspieranymi nieformalnie przez Moskwę (choć Rosja oficjalnie temu zaprzecza) a ukraińską armią.

"To Waszyngton, a nie Moskwa generuje napięcia. Nie zamierzamy się wycofywać i stać na baczność, słuchając gróźb amerykańskich sankcji" - przekazała rosyjska ambasada na swoim profilu na Facebooku.

Oświadczenie rosyjskich dyplomatów to odpowiedź na wpis Departamentu Stanu USA na Twitterze, który określił jako "fakt" twierdzenia, że "to Rosja najechała na Ukrainę w 2014 roku", "okupuje Krym" i "zgromadziła obecnie ponad 100 tys. żołnierzy na granicy z Ukrainą".

Pozostało 89% artykułu
Konflikty zbrojne
Operacja w obwodzie kurskim. Rosja spodziewała się jej od końca 2023 roku
Konflikty zbrojne
Wojna na Bliskim Wschodzie wisi w powietrzu
Konflikty zbrojne
Ukraińcy strzelają do Rosjan amunicją z Indii. Indie nie protestują
Konflikty zbrojne
Eksplodujące radiotelefony Hezbollahu. To był najbardziej krwawy dzień w Libanie od roku
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Konflikty zbrojne
Rosja chce mieć drugą armię świata. Czy Putin szykuje się do długiej wojny?