"To Waszyngton, a nie Moskwa generuje napięcia. Nie zamierzamy się wycofywać i stać na baczność, słuchając gróźb amerykańskich sankcji" - przekazała rosyjska ambasada na swoim profilu na Facebooku.
Oświadczenie rosyjskich dyplomatów to odpowiedź na wpis Departamentu Stanu USA na Twitterze, który określił jako "fakt" twierdzenia, że "to Rosja najechała na Ukrainę w 2014 roku", "okupuje Krym" i "zgromadziła obecnie ponad 100 tys. żołnierzy na granicy z Ukrainą".
Czytaj więcej
Uchodząca za „rozumiejącą Rosję” partia kanclerza Scholza nie zmienia kursu. Wyciąga ostrożne wnioski z wywołanego przez Moskwę kryzysu.
Rosjanie uważają, że to Stany Zjednoczone "zachęcały do radykalnego nacjonalistycznego puczu w Kijowie, w wyniku którego ludność Krymu została zagrożona eksterminacją i zagłosowała za zjednoczeniem z Rosją."
"To USA zaopatrują władze Ukrainy w nowoczesną broń ofensywną sprzyjającą dążeniu rządu Wołodymyra Zełenskiego do rozwiązania problemu Donbasu siłą" - dodała ambasada. "To właśnie USA, naruszając zasadę niepodzielnego bezpieczeństwa, zbliżyły się ze swoją infrastrukturą wojskową do granic Rosji. Ruch Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej na naszym własnym terytorium jest naszym suwerennym prawem i nikomu nie zagraża."