Spotkają się w stolicy Francji, by porozmawiać o sytuacji w Donbasie w ramach tzw. formatu normandzkiego. To, że w warunkach rosnącego napięcia Władimir Putin zgodził się na wysłanie do Paryża swojego człowieka, samo w sobie – jak uważają komentatorzy w Kijowie – już jest przełomem. Ukraińskiego przywódcę będzie reprezentował szef prezydenckiego biura Andrij Jermak, w imieniu Berlina uda się tam Jens Plötner, doradca ds. polityki zagranicznej kanclerza Niemiec, a Emmanuel Bonne zasiądzie do rozmów z ramienia francuskiego przywódcy. Putin wydeleguje zastępcę szefa administracji Kremla Dmitrija Kozaka.
– Można to traktować jako blade światełko na końcu tunelu. Kluczowe jest to, że wznawia się proces negocjacyjny w ramach zamrożonego dotychczas formatu normandzkiego – mówi „Rzeczpospolitej" Wołodymyr Fesenko, czołowy kijowski politolog. Przypomina, że po raz ostatni rozmowy doradców czterech przywódców odbywały się w styczniu ubiegłego roku.
Ukraiński portal Europejska Prawda twierdzi, że Moskwa zgodziła się na takie spotkanie pod pewnymi warunkami. Rząd w Kijowie wycofał w poniedziałek projekt ustawy regulującej zasady reintegracji terytoriów okupowanych. Budził spore emocje w Moskwie, gdzie ostrzegano, że przyjęcie ustawy jest sprzeczne z „porozumieniami mińskimi". Władze w Kijowie zaprzeczają: projektu ustawy nie wycofano pod naciskiem Rosji, lecz z powodu zastrzeżeń, które wcześniej miała Komisja Wenecka.
– Tak czy inaczej Ukraina demonstruje, że nie chce eskalacji, chce rozmawiać i szukać porozumienia. Ale jeżeli Rosja nie zmieni nastawienia i będzie nalegała na wykonanie porozumień mińskich według własnej wizji, żadnego kompromisu nie będzie. Nie jest możliwe nadanie specjalnego statusu okupowanym częściom obwodów donieckiego i ługańskiego. Jeżeli Rosja zechce naprawdę szukać kompromisu, ukraińskie władze też będą go szukać – twierdzi ukraiński ekspert.
Czy Moskwa jest gotowa na jakiekolwiek ustępstwa wobec Kijowa? Sympatyzujący z Kremlem znany rosyjski politolog Aleksiej Muchin jest przekonany, że nie.