Mariusz Cieślik: Budda i światy podziemne

Nie każdy Budda praktykuje zen. To tym bardziej niebezpieczne, że świat nowych mediów, z którego wywodzi się youtuber, jest w zasadzie samowystarczalny.

Publikacja: 30.10.2024 10:00

Mariusz Cieślik: Budda i światy podziemne

Foto: AdobeStock

Są takie światy podziemne, o których istnieniu nie ma pojęcia większość osób czytających te słowa. W jednym z nich gwiazdą jest niejaka Caroline Derpienski, znana głównie z tego, że mówi gorszym polsko-angielskim niż Joanna (Dżoana) Krupa. W innym ulubienicą publiczności jest Dagmara Kaźmierska. Bohaterka programu „Królowe życia”, która podpisała swoim nazwiskiem kilka bestsellerowych książek. Zanim jednak pojawiła się w mediach, siedziała w więzieniu za stręczycielstwo (choć dziś wydaje się osobą zresocjalizowaną). W jeszcze innym ze światów idolką doprowadzającą swoje 12-letnie wielbicielki do spazmów jest niejaka Julia Żugaj. Nie da się o niej powiedzieć nic ponadto, że publikuje klipy w internecie dla fanatycznych „żugajek”, jak mówią o sobie jej wielbicielki.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Kononowicz patronem rządu Donalda Tuska. Nie będzie niczego

Kuriozalna biografia Buddy. 700 tys. osób zapłaciło za bilety na tego gniota

Można by tak jeszcze długo wymieniać, aż doszlibyśmy do Buddy, obecnie znanego jako Kamil L. Mogli to państwo przeoczyć, ale jednym z najciekawszych wydarzeń ostatnich dni był protest w jego obronie przed aresztem w Nowogardzie. Zlot kilkuset fanów, którzy zjechali z całej Polski, żeby wspierać youtubera w prowincjonalnym Nowogardzie to coś niespotykanego (proszę mieszkańców o wybaczenie, ale nie jest to jednak metropolia). Młodzi ludzie najpierw skrzyknęli się przez internet, później musieli jakoś zorganizować, a jeszcze później zaryzykować nielegalny protest. I to wszystko z powodu influencera...

Świat nowych mediów, w którym te postaci się obracają i w którym żyją nasze dzieci, jest w zasadzie samowystarczalny. Informacje stamtąd rzadko przebijają się na zewnątrz. Tymczasem nie każdy Budda praktykuje zen.

Muszę przyznać, że do niedawna postać Buddy nie była mi znana, a pierwszy raz usłyszałem o nim, kiedy wrzucił do puszki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy 100 tysięcy złotych. Jak się potem okazało, był to typowy charity washing, jak nazywa się działania filantropijne podejmowane przez osoby o wątpliwej reputacji. Sam youtuber podejmował charytatywne działania wielokrotnie, uzasadniając to własnym trudnym dzieciństwem. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że próbował wybielić swój wizerunek, ponieważ prowadził w tym czasie nielegalne (według organów ścigania) loterie w internecie. Co najmniej równie ważnym elementem publicznego kreowania Buddy był pokazywany wiosną w kinach kuriozalny biograficzny dokument podpisany przez samego bohatera i Krystiana Kuczkowskiego. Nie dałem rady obejrzeć, ale ponad 700 tysięcy widzów w kinach jednak zapłaciło za bilety na tego gniota.

Jest to, trzeba państwu wiedzieć, hagiografia, w której oglądamy głównie samego youtubera nieudolnie recytującego napisany tekst i jeżdżącego samochodami. No dobrze, jego dzieciństwo rzeczywiście było ciężkie, ale poza tym nie czuło się w tej opowieści ani grama prawdy. Trudno wręcz zrozumieć, skąd wzięła się armia fanów Buddy (prawie 2,5 miliona subskrypcji na YouTubie). To przecież oni stanowili klientelę loterii, a dziś, jak widać, nie czują się wcale oszukani. Gdyby chcieli państwo wiedzieć, czym youtuber się zajmował, to wyjaśniam, że jego „twórczość” polegała głównie na nagrywaniu filmów z wyścigów. A sukces, za który podziwiali go fani, polegał właśnie na tym, że zdobył fanów i stać go na drogie auta. Taki rodzaj internetowego perpetuum mobile. Prawda, że ciekawe?

Czytaj więcej

Pinokio i polityczni czarownicy. Morawiecki odwoływał pandemię. Tusk odwołuje powódź

Skąd się bierze popularność Buddy?

Jednocześnie wcale nie jestem pewien, czy to, czym się Budda zajmował, ma jakieś szczególne znaczenie dla jego fanów. Na tym właśnie polega pułapka. Spora część celebrytów czasów nowych mediów nie zajmuje się niczym konkretnym. Dopiero po zdobyciu popularności wydają książki, nagrywają płyty, biorą udział w rozrywkowych show czy pojawiają się w filmach. A skąd się bierze akurat popularność tego czy innego Buddy? Na to pytanie odpowiedzieć nie sposób. I tym właśnie powinniśmy się martwić. Jako że niektórzy są bardzo niebezpieczni, przykładem może być choćby propagujący przemoc wobec kobiet „idol inceli” i ścigany przestępca Andrew Tate.

Świat nowych mediów, w którym te postaci się obracają i w którym żyją nasze dzieci, jest w zasadzie samowystarczalny. Informacje stamtąd rzadko przebijają się na zewnątrz. Tymczasem nie każdy Budda praktykuje zen.

Są takie światy podziemne, o których istnieniu nie ma pojęcia większość osób czytających te słowa. W jednym z nich gwiazdą jest niejaka Caroline Derpienski, znana głównie z tego, że mówi gorszym polsko-angielskim niż Joanna (Dżoana) Krupa. W innym ulubienicą publiczności jest Dagmara Kaźmierska. Bohaterka programu „Królowe życia”, która podpisała swoim nazwiskiem kilka bestsellerowych książek. Zanim jednak pojawiła się w mediach, siedziała w więzieniu za stręczycielstwo (choć dziś wydaje się osobą zresocjalizowaną). W jeszcze innym ze światów idolką doprowadzającą swoje 12-letnie wielbicielki do spazmów jest niejaka Julia Żugaj. Nie da się o niej powiedzieć nic ponadto, że publikuje klipy w internecie dla fanatycznych „żugajek”, jak mówią o sobie jej wielbicielki.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach